Kiry – Anna Madejak
Kiry to cieniutka książka, licząca zaledwie 174 strony z ilustracjami. Sama okładka może bardziej przywołać skojarzenia z nordyckimi bogami, co absolutnie mylnym skojarzeniem nie jest, ale ważną częścią fabuły są także bogowie ze słowiańskiej mitologii. Jednak już na wstępnie wyjaśnijmy sobie jedno – wydanie takiej książki jest brakiem szacunku dla czytelnika.
Pomysł na tę historię jest naprawdę dobry. Mamy tutaj bogów, których życie jest uzależnione od ludzkiej wiary. Książka prowadzi nas do momentu, w którym bogowie – i nordyccy, i słowiańscy – spotykają się w jednym miejscu, z racji tego, że ich wyznawcy pojawili się na tych samych terenach. Pojawiają się tutaj Odyn, Tor (pisownia z książki), Loki, ale także Perun, Mokosz, Baba Jaga, a także mamuny, strzygi i huldry.
Kiry – na czym polega probem?
Pomysł był świetny, ale gorzej z wykonaniem. Na tych 174 stronach fabuła kuleje i rozlatuje się. Autorka pędzi przez książkę, przeskakując z rozdziału do rozdziału. Próbując za nią nadążyć, można całkowicie pogubić się w treści.
Czytelnik znajdzie w książce całą masę postaci – przestawionych pobieżnie, bez profilu psychologicznego. Z żadną z nich nie zdąży nawiązać więzi, nie pozna dobrze, nie zrozumie motywów, które nią kierują. Czytając Kiry nie wiemy tak naprawdę, kto jest kim, jakie ma cechy charakteru, jaki jest jego sposób myślenia. Za to wiemy, że większość tych postaci jest bardzo pięknych, czasem dowiemy się też, jakie mają kolory włosów (choć można wyłapać nieścisłości), oczu, ale to wszystko.
Bogowie przedstawieni są jak dzieci z piaskownicy, niezdolne do logicznego, spokojnego myślenia. I choć nie przeszkadza mi, że mają cechy i zachowania ludzkie, to ujmowanie im wielu wieków mądrości jest niezrozumiałe.
Warto też dodać, że wszyscy w Kirach są więźniami ogromnej chuci. Są fragmenty, w których bohaterowie nie są w stanie skupić się na niczym innym, tylko na kształtach towarzyszki, mimo, że akcja dotyczy np. jakiejś poważnej wyprawy. W pewnym momencie miałam wrażenie, że te wiekowe istoty mają w głowach tylko hormony, a ulubionym słowem autorki jest pożądanie.
Kiry posiadają także ilustracje (możecie zobaczyć kilka z nich je przeklikując powyżej osadzone zdjęcie z instagrama lub bezpośrednio tutaj), które niestety tej książce nie pomogły. Gdy przebrnęłam przez całą chaotyczną treść, okraszoną takimi ilustracjami, i dowiedziałam się z podziękowania, że ich twórcą jest chrześniak autorki, poczułam się trochę tak, jak w sytuacji, gdy koleżanka w pracy pokazuje mi bohomazki swojego dziecka. Tylko w tej pracowej sytuacji oglądałabym je z grzeczności i sympatii, a tutaj zapłaciłam za powieść, mając nadzieję, na dobrze spędzony czas przy lekturze. A otrzymałam źle napisaną powieść okraszoną dziecięcymi rysunkami.
I właśnie dlatego wydanie takiej książki jest brakiem szacunku dla czytelnika, jego czasu i jego finansów. Stanowczo nie polecam.
13 komentarzy
Martyna
I ja takie recenzje cenię, bo nie lubię wydawać pieniędzy bez sensu.
Jak już ktoś wspomniał, motyw bogów uzależnionych od wiary ludzi i osadzonych w naszych czasach pojawił się w „Amerykańskich bogach”. I tam, moim skromnym zdaniem, bardzo fajnie to wyszło.
Wiktoria
U Gaimana wyszło to perfekcyjnie 🙂
JaneDoe
A sam pomysł też nie nowy, bo istnienie bogów uzależnione od wiary ludzi to historia z „Kłamcy” Jakuba Ćwieka.
Wiktoria
Nie nowy, ale dobry 🙂 Szkoda, że wykonanie słabsze.
Mania
Mnie dziwi że to są obrazki chrześniaka w książce gdzie bogowie się ciągle pożądają. Trochę creepy. Obrazki dziecka nadają się tylko w książce dla dzieci. Tyle biednych drzew przez nie musiało zginąć. XD. Bardzo ostra recenzja ale po przeczytaniu opisu książki w internecie wierzę że bardzo prawdziwa.
Wiktoria
Wiesz, nie wiemy ile ten chrześniak ma lat 🙂 Porównanie do pokazywanych przez koleżankę obrazków jej dziecka dałam bardziej jako przykład zupełnie innej sytuacji i kontekstu 🙂
Atramentowa Przystań
Cieszę się, że są takie profile, jak Twój, gdzie nie boisz się szczerze napisać, co Ci się w książce nie podobało. Czasem może to autora zaboleć, choćby była to najbardziej konstruktywna i poparta mocnymi argumentami krytyka, ale nie można oceniać wszystkiego pozytywnie, szczególnie jeśli wrażenia były jak najbardziej negatywne. Dziękuję za niepolecajkę, a okładka faktycznie przypomina bardzej książkę o wikingach, a nie o słowiańskich bogach. Teraz pytanie czego w powieści było więcej 😉
Wiktoria
U mnie wszystkie recenzje są szczere 🙂 I jako recenzentka i autorka uważam, że negatywne recenzje są bardzo cenne. Jak pisarz ma się rozwijać, jeżeli nikt mu nie powie, że coś było nie tak? 🙂
Atramentowa Przystań
Owszem, rozumiem i wierzę, że zawsze piszesz szczerze, tylko przede wszystkim pisać zgodnie ze swoim sumieniem pozytywną opinię jest znacznie łatwiej niż negatywną 😉 i mam wrażenie, że niektórym brakuje odwagi, żeby napisać czasem coś negatywnego, szczególnie jeśli dostali egzemplarz recenzencki od wydawnictwa/autora 😉 i jestem tego samego zdania co Ty, że dzięki słabej ocenie, jeśli jest ona dobrze uargumentowana, pisarz może się rozwijać 🙂
Dexter
Bogowie już się spotkali u Gaimana 😉 Dzięki za nie polecenie, bo w sumie zastanawiałem się nad tą pozycją. Z opisu męczarni, przypomniała mi się książka „Sucinum Tajemnice Bursztynowego Szlaku”. Poza mdłą akcją, nijakimi postaciami, opisami nie tego co trzeba i ciągłym „”pałaniem pożądaniem”, uwagę zwraca pewien nerwowy tik bohaterki. Notorycznie, permanentnie i na każdym kroku „przewracała oczami”. Na jednej stronie „przewróciła oczami” aż trzykrotnie. W połowie książki moja wyobraźnia podsunęła mi widok głównej postaci z niesamowicie rozwiniętymi mięśniami oczu.
Wiktoria
Wiem, wiem, Gaiman to perfekcyjnie napisał. Choć tutaj trochę w innych okolicznościach mieli sie spotkac i pomysł był naprawdę dobry… Ech!
al-Kahinat
Dobrze wiedzieć. Trochę szkoda potencjału rzeczywiście, bo spotkanie bogów nordyckich słowiańskich, to byłoby coś właśnie dla mnie ^
Wiktoria
Szkoda bardzo… Bo pomysł był na naprawdę świetną powieść.