recenzja

Ad Astra – Anna Jurewicz

Jeżeli po skończeniu „Sub Rosy” z niecierpliwością wypatrujesz drugiej części, snujesz domysły co się wydarzyło i masz już około dwudziestu różnych wersji na ciąg dalszy, to… Wyrzuć je wszystkie do kosza. To, co „Ad Astra” ma dla ciebie już na pierwszych stronach, wbije Cię nie tylko w kanapę, ale i w podłogę. Zatem zanim zaczniesz czytać, uprzedź sąsiada, że możesz spaść do niego z wizytą.

„Ad Astra” jest drugą częścią „Sub Rosy” i powinna być czytana chronologicznie. Zatem jeżeli nie znasz jeszcze pierwszej części cyklu, to najlepiej będzie, jeżeli zaczniesz właśnie od niej.

Tekst powstał we współpracy z wydawnictwem Aniversum.

Czy „Ad Astra” wyjaśni, co się stało z Różą?

Mając w pamięci zakończenie „Sub Rosy”, z „Ad Astry” niemal siłą będziemy chcieli wyrwać odpowiedź na powyższe pytanie. A Anna Jurewicz wcale nie będzie mocno trzymać tej odpowiedzi. Puści ją jak cięciwę łuku. Tak, strzała także poleci w stronę czytelnika. I to nie jedna.

O „Ad Astrze” można powiedzieć naprawdę wiele. Jednak by nie zdradzić treści, trzeba bardzo ważyć słowa. To jak chodzenie po bardzo cienkim lodzie. Zwrot akcji, jaki przygotowała dla czytelników autorka, jest nie do przewidzenia. Słowem, warto było czekać. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś książka wywołała we mnie tyle emocji (zresztą sami zobaczcie).

Magia w „Ad Astrze”

Anna Jurewicz w swojej pierwszej książce pokazała nam nasz świat, do którego wróciła magia. I to wróciła tak, że mieliśmy własny Hogw… Uniwersytet Magiczny na Łysej Górze! Czy można marzyć o czymś więcej? Otóż można, szczególnie jeśli się zna zakończenie „Sub Rosy”, to po kilku oddechach do torby papierowej, każdy zaczął nie tylko marzyć, ale i żądać części drugiej. Na szczęście autorka nie kazała nam długo czekać.

W „Ad Astrze” magia rozkwita. Jednak robi to w sposób, który może Was zaskoczyć i zachęcić do rozmyślań. Już w „Sub Rosie” poznaliśmy magię która nie potrzebuje ani różdżek, ani zaklęć. Ta magia jest bardziej realna i bliższa nam, czytelnikom. W „Ad Astrze” dowiemy się o niej więcej i to w bardzo ciekawy sposób – to jeden z moich ulubionych fragmentów.

O czym tak naprawdę jest ta książka?

„Ta książka jest taka jak ty” – to motto jednym prostym zdaniem wyjaśnia wszystko. Dlaczego pewne książki nam się podobają, a inne nie. Skąd ta różnica zdań między czytelnikami. Dlaczego jedna książka znudzi kogoś ogromnie, a inna osoba nie będzie mogła się od niej oderwać? Ponieważ  Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie – Carlos Ruiz Zafón. Literatura to układanka z trzech części: pisarz, tekst, czytelnik. Dopiero gdy te trzy elementy łączą się w jedno, powstaje książka.

Dla mnie powieści o Uniwersytecie na Łysej Górze są historią o dziewczynie, która marzyła o wielkiej przygodzie. A gdy ją otrzymała, z przerażeniem zrozumiała, że to zupełnie nie jest to, czego chciała. To historia wypierania i ucieczki, historia wyborów i decyzji – naszych, i tych, które pozwalamy, by dokonywano za nas. To także historia o magii, którą uprawia każdy z nas, w realnym świecie.

Ale dla Ciebie to może być historia o relacji profesora i uczennicy (mam wypieki na policzkach!), o naszym własnym słowiańskim Hogwarcie (bez różdżek!), o słowiańskości, która powoli otwiera oczy (czy pojawi się tu zmora?!). „Ad Astra” będzie trochę tym, co zamieszkało w głowie autorki, a trochę tym, co siedzi w Tobie. Czyż to nie piękne, że czytając, tak naprawdę sami piszemy? I czy to nie tu ukrywa się prawdziwa magia?

„Ad Astra” a słowiańskość

Jeżeli chodzi o słowiańskość, to jest jej w drugiej części o wiele więcej, choć nadal w moim liczniku słowiańskości pozostaje ona przy poziomie drugim (trzeci jest zarezerwowany dla powieści całkowicie osadzonych w dawnych słowiańskich czasach). Czytając opinie o pierwszym tomie, spotykałam się z tym, że recenzenci wypominali „Sub Rosie” małe nasycenie słowiańskimi wątkami. Jednak warto pamiętać, że i „Sub Rosa” i „Ad Astra” nie są typowymi słowiańskimi powieściami. Są to książki przygodowo-psychologiczne, a słowiańskość jest tutaj dodatkiem. Świetnie wpisanym dodatkiem.

Wizja słowiańskości w tym świecie ogromnie do mnie przemawia. Jest magiczna, a zarazem twardo stąpająca po ziemi. Ostatnia scena z „Sub Rosy” rozkwita w „Ad Astrze” świetnie opisanym wątkiem, który zaskoczy czytelnika swoją oryginalnością i logiką.

„Ad Astra” zabierze Cię do gwiazd

Zaufaj tej książce, a gdy ją przeczytasz, zwróć uwagę na własne emocje. Ponieważ poza Różą, Jonaszem i masą innych postaci słowiańskich i niesłowiańskich, możesz odnaleźć tutaj także siebie. A jeżeli przyjrzysz się dokładniej, może pojawi się kilka odpowiedzi na pytania, które siedzą głęboko w Tobie.

I nie zapomnij o torbie papierowej. Wiesz, tej do oddychania. Przyda się. Ta książka ma tyle zwrotów akcji, że gdzieś w połowie lektury miałam wrażenie, że autorka jeździ w wagoniku po mojej czytelniczej duszy i świetnie się przy tym bawi.

Jak to powiedziała Monica z „Przyjaciół”: It sucks. You’re gonna love it.

Premiera 6 stycznia 2020 roku.

„Ad Astrę” w wersji elektronicznej lub papierowej możesz zakupić w przedsprzedaży tutaj. A do 29 listopada po wpisaniu kodu „slavicbook” otrzymasz dodatkowe 10% zniżki. Smacznego!

I pamiętaj! Ino pataton hyrysy!


Z wykształcenia filolożka, literaturoznawczyni, z zawodu specjalistka ds. promocji książek, z serca twórczyni SlavicBook.pl – pierwszego miejsca w polskim Internecie całkowicie poświęconego książkom z motywami słowiańskich wierzeń. Autorka „Czerwonej baśni” – historii o Babie Jadze i lesie, do którego lepiej nie wchodzić, oraz komiksu „Słowiańskie mity i opowieści”. Podejrzana o bycie miejską zmorą. Nigdy nie odmawia kawy i kromki chleba z masłem.

2 komentarze

Dodaj komentarz