recenzja

Sub Rosa – Anna Jurewicz

W trakcie czytania tej książki, stale powracała do mnie myśl – „jak ja dawno marzyłam o takiej właśnie lekturze!”. Marzyłam o książce, która zabierze mnie do świata magii i szkoły czarodziejów. Ale nie takiej jak w Harrym Potterze, a dojrzalszej, przekształconej w uniwersytet. O tym, że ów uniwersytet znajdować się będzie w świętym miejscu Słowian, na Łysej Górze, nawet nie śmiałam marzyć.

Tekst powstał we współpracy z wydawnictwem Aniversum.

„Sub Rosa” porywa od samego początku. Jestem pewna, że autorka użyła specjalnej formuły magicznej przy konstruowaniu zdań, by niepostrzeżenie oplatały czytelnika i niosły ze sobą jego wzrok po akapitach. W ten sposób ów czytelnik budził się gdzieś w połowie książki, a przystanek, na którym miał wysiąść, był już daleko za nim (historia autentyczna). Bo widzicie, tę książkę czyta się tak lekko i przyjemnie, że w to musi być zamieszana jakaś magia, ponieważ jest to…

Debiut!

Tak! „Sub Rosa” jest debiutem Ani Jurewicz. I śmiem twierdzić, że to najlepszy debiut jaki czytałam. Dobrze napisany, z przemyślaną fabułą, ze świetnie zbudowanymi postaciami. Autorka pisząc nie rozpędziła się i nie skoczyła na główkę do morza schematów, wręcz odwrotnie – przy lekturze czuć, że myśli pisarki szły w równym tempie z jej palcami na klawiaturze, że wszelkie opisane relacje i czyny są przemyślane i ukorzenione psychologicznie. Uwielbiam to w książkach! Uwielbiam, gdy postacie mogą zmieniać zdanie, gdy są niepewne, gdy są ludzkie, gdy autor nie wciska mi bajki o miłości od pierwszego wejrzenia, historii o idealnych księżniczkach i złych do szpiku kości czarnych charakterach.

Zdecydowanie, jeżeli seria „Kwiat Paproci” Katarzyny B. Miszczuk przypadła Wam do gustu, to absolutnie się nie zastanawiajcie czy sięgać po „Sub Rosę”. Sięgać! Jest utrzymana w klimacie tamtych książek, a dodatkowo, śmiem twierdzić, jest lepiej napisana i postaci są o wiele lepiej poprowadzone. Przynajmniej lepiej niż w „Szeptusze” (bo tylko ją póki co czytałam). Co więcej, jeżeli tęskni się Wam do magii Harry’ego Pottera, także możecie poszukać w „Sub Rosie” tego dreszczyku emocji. Nie ma tutaj Hogwartu, jego tajemnic i podziału na domy, ale jest magia, są magiczne stwory i są…

Włosy!

Warto przyjrzeć się okładce tej książki bardzo uważnie. Widzicie te włosy, w których ukrywa się cały świat? Jak sądzicie, jak te rzeczy tam trafiły? Same, a może… to właśnie włosy są tak krnąbrne i wyzwolone, że… zdobywają to, co im się podoba? Kto wie, jaka jest prawda! To książka o czarach, zatem tu wszystko jest możliwe. A że ja sama jestem posiadaczką włosów, które są moim osobistym kotem, to… tak, wiem jak to jest mieć w nich wszystko. Zatem pamiętajcie – Róża Różą, ale jej włosy są oddzielnym bohaterem tej książki.

„Sub Rosa” i moje prychnięcia

Prycham przy książkach, wiecie? I przewracam oczami. Często. Tak raz na dwadzieścia stron. Czasami częściej. Przy „Sub Rosie” przewróciłam oczami raz, tuż potem prychnęłam. Tak przy końcu. Będziecie wiedzieli kiedy. Raz! To mój osobisty rekord. Zatem naprawdę szczerze tę książkę polecam. Zobaczcie, z tyłu okładki ma logo tego bloga. To taki słowiański znak jakości – można brać w ciemno, nie zawiedziecie się!

Premiera: 24 czerwca 2019

Książkę zdobyć można tutaj 🙂


Z wykształcenia filolożka, literaturoznawczyni, z zawodu specjalistka ds. promocji książek, z serca twórczyni SlavicBook.pl – pierwszego miejsca w polskim Internecie całkowicie poświęconego książkom z motywami słowiańskich wierzeń. Autorka „Czerwonej baśni” – historii o Babie Jadze i lesie, do którego lepiej nie wchodzić, oraz komiksu „Słowiańskie mity i opowieści”. Podejrzana o bycie miejską zmorą. Nigdy nie odmawia kawy i kromki chleba z masłem.

11 komentarzy

Dodaj komentarz