Babcocha – Daniel de Latour, Justyna Bednarek
Gdy na okładce książki pojawiają się obok siebie Daniel de Latour i Justyna Bednarek, zdawałoby się, że nawet nie trzeba czytać o czym ta książka jest. Już same te dwa nazwiska są gwarancją dobrej bajki. I jakież było moje zaskoczenie, gdy oprócz świetnej książki dla dzieci otrzymałam także kilka słowiańskich motywów.
Babcocha pojawia się w Grajdołku nie wiedzieć skąd. Ot, przylatuje na gradowej chmurze, zadomawia się i od razu podkasuje rękawy, bo pracy czeka ją cały ogrom! Trzeba pocieszyć smutną dziewczynkę, wyleczyć żabę i nauczyć sąsiadów dobrego traktowania zwierząt oraz nie śmiecenia. Słowem, nasza bohaterka absolutnie się nie nudzi i przy okazji daje czytelnikowi dobry przykład.
Słowiańskość u Babcochy
Babcocha jest czarownicą i posiada własne licho, które zamieszkało u niej za piecem! Jednak nie spodziewajcie się zmór wyskakujących z kredensu ani południc pukających do drzwi. Tutaj słowiańskość naprawdę jest tylko delikatnie wspomniana, a i to budzi uśmiech na twarzy. Wspaniale jest wychwytywać TAKIE perełki u TAKICH autorów.
Ty też możesz być Babcochą!
Babcocha robi wiele dobrego wokół i jeżeli przyjrzymy się jej czarom, odkryjemy, że wiele zaklęć sami jesteśmy w stanie powtórzyć. Wystarczy dobroć, uważność i otwarte serducho. Czarownica Bednarek uczy nas, że czary nie zawsze wybuchają iskrami i brokatem, czasami prawdziwa magia tkwi w ciepłej rozmowie i kubku gorącej herbaty.
Umiecie tak czarować?
2 komentarze
Wiktoria
Aha! Też mnie to bardzo zaskoczyło 🙂 Fajne są takie zaskoczenia 🙂
Sara
Naprawdę? Są w tej książce słowiańskie rzeczy? Nie spodziewałam się!