Wywiad z Magdaleną Zawadzką-Sołtysek
Do słowiańskiego świata literatury Magdalena Zawadzka-Sołtysek weszła wraz ze „Śladem wody”, rozpoczynającym cykl „Ślady Leszego”. Ile będzie tomów w tym cyklu? Z jaką częstotliwością będą się pojawiać? Czemu główna bohaterka tych książek różni się od postaci, które dobrze znamy? Na wszystkie te pytania znajdziecie odpowiedzi w wywiadzie z Magdą. Zapraszam do lektury!
Wiktoria Korzeniewska: Jak otworzyłam po raz pierwszy „Ślad wody” i zobaczyłam dedykację, która brzmi Dla wszystkich kobiet, które samotnie walczą z demonami, to wbiło mnie to w podłogę tak, że przez dobrych parę minut patrzyłam tylko na te słowa. Zdradź nam, skąd taka dedykacja.
Magdalena Zawadzka-Sołtysek: Dlatego, że główną bohaterką jest kobieta. Jest ona dość niezwykła. Nie w sensie magicznym, tylko społecznym i fizycznym. I zmaga się z wieloma demonami. Nie koniecznie takimi, które czają się w lesie i puszczy, chociaż i taką walkę przyjdzie jej stoczyć. Natomiast jest to kobieta z ogromnym bagażem doświadczeń. Jest to pani, która nie jest młódką, już przekroczyła solidnie czterdziestkę. I ta bohaterka przeszła wiele ścieżek i spotkała wiele demonów. Jak wiemy, demony są bardzo różne. Są demony samotności, demony wyobcowania, utraty kogoś bliskiego, demony niespełnionej miłości, demony nienawiści, smutku, strachu. Mogłabym mnożyć. Kobiety stykają się z wieloma takimi demonami. Moja bohaterka także. Co prawda dołącza do niej męski bohater, ale nie spodziewajcie się, że będzie tu gorący romans.
Są demony samotności, demony wyobcowania, utraty kogoś bliskiego, demony niespełnionej miłości, demony nienawiści, smutku, strachu.
– Magdalena Zawadzka-Sołtysek
No właśnie, à propos „nie spodziewajcie się” – jak się wybiera główną bohaterkę, to ma ona długie kręcone włosy, jest zgrabna, śliczna, wszyscy padają na kolana jak ją widzą. A u Ciebie nie! Wyszłaś ze schematu całkowicie. Jak to się wydarzyło?
Przypadkiem! Bardzo długo moją przygodę literacką prowadziłam na dalekiej Północy. Pewnego dnia musiałam się jednak zmierzyć z rodzimym otoczeniem i przyszła mi do głowy zupełnie nowa bohaterka – Gniewicha. Już samo imię zdradza co nieco o jej charakterze. Jej fizjonomia również nie jest przeciętna. Opisuję ją jako kobietę, która ma kaczkowaty, kolebiący się z prawa na lewo chód. Jej gabaryty byłyby zbliżone do stojących obok siebie trzech rosłych chłopów. Gdy zobaczyłam ją w wyobraźni, zaczęłam wymyślać opowieść. Może też po prostu zadziała się słowiańska magia?
O tak, ona działa i to jak! I powiedz, kiedy ta magia połknęła Cię po raz pierwszy. Mówisz, że literacko przyszłaś do nas z dalekiej Północy. To kiedy był ten moment, ta iskierka, która doprowadziła do rozpalenia w Tobie całego słowiańskiego ogniska.
Telefon z wydawnictwa (śmiech). Słowiańszczyzna gdzieś wokół mnie zawsze tętniła, płynęła, żyła i pulsowała. Natomiast tak jak wspomniałam, ja swoją historię zawsze przeżywałam na dalekiej Północy i jednak ta słowiańszczyzna troszeczkę stanowiła dla mnie taką białą plamę na mapie. Ale gdzieś ten pomysł słowiańskiej bohaterki zakwitł, a opowieść zaczęła się tworzyć, aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie Pani z wydawnictwa, które bardzo chciało wydać opowieść słowiańską i zapytała, czy ja bym nie miała jakiegoś pomysłu. Miałam! Okazała się to też o tyle komfortowa współpraca to, że niczego mi nie narzucano.
A mnie fascynuje jeszcze jedna rzecz w tej historii. Bo „Ślad wody” to jest taka cieniutka książeczka, bardziej nowelka, niż powieść…
Tak, to jest nowelka i jest ona wstępem do głównej opowieści, do mięsa historii. Ale już niedługo pojawi się tłuściejsze danie. Pod koniec listopada do czytelników trafi „Czas cieni”, który już powinien bardziej zaspokoić apetyt czytelniczy.
Czyli tom drugi. A ile przewidujesz tomów całej historii, zdradzisz nam?
Całość obejmuje… uwaga… dziesięć tomów! I od razu chciałam uspokoić! Opowieść jest rozpisana, jest zaprojektowana i ja wiem jak ona się skończy.
Czy we wszystkich książkach będzie Gniewicha?
We wszystkich…
A powiedz mi, bo Gniewicha jest absolutnie wspaniała i kocham ją całym moim czytelniczym sercem. Czy też jest Twoją ulubioną postacią?
Nie (śmiech). Ja ją bardzo lubię i zaskakuje mnie, że tak wiele osób ją lubi, bo ona wcale nie jest miła! Ona jest paskudna, okropna, złośliwa, wredna i nieprzyjazna. Nie zabiega o sympatię otoczenia, a wręcz się najeża kolcami jak kaktus. Jakby mogła, to by wysunęła ich jak najwięcej. Moją ulubioną, póki co, postacią, jest babcia Libusza.
I zaskakuje mnie, że tak wiele osób ją lubi, bo ona wcale nie jest miła! Ona jest paskudna, okropna, złośliwa, wredna i nieprzyjazna. Nie zabiega o sympatię otoczenia, a wręcz się najeża kolcami jak kaktus. Jakby mogła, to by wysunęła ich jak najwięcej.
– Magdalena Zawadzka-Sołtysek
Dlaczego? Opowiedz o niej trochę.
Ponieważ ja będę taką babcią kiedyś! (śmiech). Babcia Libusza jest wdową, ma mnóstwo wnucząt dookoła. Można powiedzieć, że stoi już nad grobem, tylko ona absolutnie nie ma ochoty do tego grobu zejść. Wręcz przeciwnie, mówi o nie, nie, ja jeszcze mam czas. Jest osobą, którą już nie wiążą konwenanse. Nie przejmuje się opiniami, że kogoś zaszokuje. Ona wręcz lubi szokować, lubi przyglądać się młodym pannom, które purpurowieją, kiedy rzuci jakimś soczystym komentarzem.
A teraz troszkę pociągnę Cię za język. Zaczęłyśmy naszą rozmowę od dedykacji w „Śladzie wody”. Zdradzisz jaką dedykacją zacznie się „Czas cieni”?
Dedykacja drugiego tomu brzmi: Dla wszystkich tych, którzy kiedykolwiek musieli zaufać ludzkiej głupocie.
Dla wszystkich tych, którzy kiedykolwiek musieli zaufać ludzkiej głupocie.
– Magdalena Zawadzka-Sołtysek
Wspaniała! Idealna dla mnie! A zdradzisz nam coś jeszcze o drugim tomie?
Gniewicha przeżyje! (śmiech).
To już wiemy i to na dziesięć tomów do przodu, bo się wygadałaś! (śmiech). Zdradź coś innego.
„Czas cieni” będzie grubszy, bo to już nie będzie nowela wprowadzająca. Także spokojnie, w dwie godziny się tego nie przeczyta. Mogę zdradzić, że cały projekt „Śladów Leszego” jest zaplanowany w taki sposób, że czytelnicy podróżują z bohaterami przez jeden rok. I przez ten rok przeżywamy z bohaterami obrzędy, towarzyszymy im przy smutnych i wesołych chwilach. „Czas cieni” ma taki tytuł, dlatego że schodzimy już tutaj w głęboką jesień. Będziemy obchodzić dziady. Przybywają cienie przodków. To ich czas, ale nie tylko.
Mnie też bardzo intryguje połączenie tych wszystkich tomów. Bo łączy je nie tylko rok obrzędowy, ale także i jedna postać. Leszy. Cały cykl zresztą jest zatytułowany „Ślady Leszego”. Powiedz mi, dlaczego właśnie leszy i jak on łączy? Bo też jest u Ciebie różnica – leszy a Borowy.
Z naszą słowiańską spuścizną jest tak, że nie mamy takiego komfortu jak inne ludy, na przykład Skandynawowie, którzy posiadają dość rzetelnie spisane swoje opowieści. My musimy nasze pieczołowicie łatać ze zrębów tego, co zostało w kulturze materialnej, w folklorze i opowieściach. Więc oczywiście leszy i borowy to są postacie dyskusyjne. Część badaczy skłania się ku jednej tezie, część ku innej. Ja jako twórczyni literatury mogłam wybrać jedną konkretną ścieżkę, której będę się trzymała. Także w moim wypadku Borowy to jest niepodzielny władca lasu, zatem jeden jedyny. Natomiast leszy jest złośliwym demonem leśnym. Tak jak rusałki czy upiory, nie jest jeden jedyny. Leszych może być wielu. Chociaż w mojej książce jest to jeden konkretny egzemplarz.
A czy spotkałaś, zanim zaczęłaś pisać, leszego?
Tego konkretnego na szczęście nie.
Myślę, że dogadalibyście się (śmiech)! Powiedziałabyś – Słuchaj, piszę o tobie książkę”, a on ci na to – Tak? To ile procent będzie z tego dla mnie?
Taki wywiad z wampirem (śmiech)! Możliwe, że miałabym na to ochotę.
Ale wiesz jak skończył dziennikarz z filmu „Wywiadu z wampirem”?
Wiem! I pewnie dlatego ciekawość i ostrożność musiałyby stoczyć ze sobą solidny bój nim podjęłabym ostateczną decyzję (śmiech).
To by było prawdziwe poświęcenie dla sztuki! Ale życzę Ci spotkania z Twoim leszym tylko podczas pisania. Pięknie Ci dziękuję za wspaniały wywiad!
Czekamy z niecierpliwością na „Czas cieni”! Premiera jest już niedługo, a jeszcze mamy trochę czasu na zdobycie go w przedsprzedaży. Slavic Book dumnie patronuje tej książce i już samo to zdradza Wam, że naprawdę warto się na nią skusić.
Zdjęcie otwarciowe Agnieszka Borowska