Wywiad z Łukaszem Wierzbickim
Rosyjskie baśnie, słowiańska magia i nagrywanie audiobooka – o tym wszystkim rozmawiamy z Łukaszem Wierzbickim, autorem książki Drzewo. Mity słowiańskie i inne opowieści. Posłuchajcie.
Wiktoria Korzeniewska: Czy Drzewo zawsze było w Tobie? A może zdarzyło się coś, co sprawiło, że ten pomysł zaczął kiełkować?
Łukasz Wierzbicki: To wszystko było we mnie od zawsze. Ten świat pociągał mnie, gdy byłem dzieckiem. Autentycznie pasjonował. Szkoła, cywilizacja, pęd życia, mieszkanie w mieście, wszystko to odciągnęło mnie od tamtych młodzieńczych fascynacji. Na szczęście co jakiś czas odzywał się gdzieś pod czaszką głos: Łukasz, a co z naszymi mitami? Dlaczego nic o nich nie wiesz?. Któregoś dnia poprosiłem przyjaciela, który od lat zajmuje się słowiańszczyzną, o podpowiedź, co przeczytać, gdzie szukać. I to był początek wielkiej przygody, jednej z ważniejszych w moim życiu. Ruszyłem na wyprawę. Ku źródłom. Z odnalezionych po drodze obrazów wyłoniła się historia, którą opisałem w mojej książce.
W Drzewie widać sporo odniesień do rosyjskich baśni. Opowiedz, skąd to się wzięło? Czy był to świadomy zabieg? Jak to się stało, że zainteresowały Cię właśnie te baśnie?
Szukałem inspiracji na bardzo rozległym obszarze. Geograficznie, ale też jeśli chodzi o rodzaj materiałów źródłowych. Były wśród nich oczywiście bajki i baśnie, w tym rosyjskie. Uwielbiam je. To cudowna skarbnica opowieści. I bije w nich to samo źródło, co w całej kulturze słowiańskiej.
Która z nich poruszyła Cię najbardziej?
Ostatnio poruszyła mnie baśń O córce i pasierbicy. Niecna bezczelna dziewczyna odmawia wody starej kobiecie i zostaje napiętnowana szczególnym czarem. Ilekroć próbuje zełgać, okazuje się, że usta ma pełne płazów i gadów. Jest cwana. Ukrywa swoje kłamstwa. Gdy sytuacja tego wymaga, zamyka gębę na kłódkę. W ten sposób udaje jej się omamić cara i zasiąść na tronie u jego boku. Bajka jednak zawsze kończy się tak samo. Usta otwierają się ostatecznie i to w najmniej odpowiednim momencie… a wtedy… sssss… SSSSSS… wypełzają węże. Bajka, jak to z bajkami bywa, nie traci swojej aktualności. Bywa, że gdy włączę radio i słucham przemówień różnych ludzi, widzę węże i ropuchy.
Czy podczas pisania Drzewa przydarzyło Ci się coś słowiańsko-magicznego?
Cały czas! Myślę, że jedna z najważniejszych zdobyczy to fakt, że odzyskałem kontakt z przyrodą. Jako dziecko biegałem boso po łące, włóczyłem się po lesie, przesiadywałem nad rzeczką. Wysysałem słodycz z kwiatów koniczyny, obserwowałem kijanki, szukałem drogi mlecznej na niebie, przytulałem się do drzew. Czułem wtedy, że cały świat uśmiecha się do mnie. W mojej książce umieściłem takie zdanie: świat, który otaczał naszych przodków, był dla niech miejsce świętym. Bardzo lubię tę myśl. Ona uświadamia, jaką moc daje nam przyroda, której częścią, co by nie mówić, wciąż jesteśmy i zawsze będziemy.
Jakie masz wrażenia po pracy nad audiobookiem swojej książki? Co czujesz, słysząc swój tekst czytany w taki sposób?
Oj, wielką dumę! Pojawiła się nowa przestrzeń, mrok jest głębszy, światło bije nieznanym dotąd ciepłem. Opowieść iskrzy. Dostała rogów i skrzydeł. To niebywałe, że tak wielu fantastycznych ludzi zaangażowało swój wielki talent w coś, co na początku było niczym więcej jak pomysłem w mojej głowie. Wojtek, narrator, i Bartek, realizator, poprzez mój tekst, dźwięk, głos i emocje, sięgnęli dalej, niż ja byłem w stanie to zrobić samym słowem. Ku samemu jądru tych opowieści. Sprawili, że sam, gdy słucham, czuję gęsią skórkę na przedramieniu.
Co sądzisz o obecnej fascynacji ludzi słowiańskością? Myślisz, że przeminie jak moda, czy będzie bardziej się rozwijać?
Moda to ostatnie słowo, jakiego bym użył. Widzę tu naturalne dążenie do prawdy. Prawdy o nas samych, o naszej przeszłości, o naszym miejscu w świecie. Przywracając pamięć o słowiańskości, czerpiemy z niej siłę, zaczynamy rozumieć piękno i mądrość słowiańszczyzny i, co niezmiernie istotne, pozbywamy się tego błędnego, zgubnego poczucia, że wszystko co ważne i wartościowe narodziło się gdzieś daleko i przyszło do nas z zewnątrz. Tak oczywiście nie jest.
Co poleciłbyś ze słowiańskich książek komuś, kto nie wie zupełnie nic o słowiańskich mitach?
Naturalnie polecam Drzewo. Tak młodym, jak starszym. Bardzo zależało mi, by stworzyć gawędę, która hipnotyzowałaby w podobny sposób odbiorcę w każdym wieku. Młodszym poleciłbym także sporządzony z dużym humorem Bestiariusz Słowiański. Starszym Religię Słowian Andrzeja Szyjewskiego. Ta książka pomagała mi stawiać pierwsze kroki na mojej drodze, autorowi tej pozycji zawdzięczam swoją drogą kilka cennych porad.
Czy pracujesz nad kolejnym tytułem słowiańskim albo masz go w planie?
Nie. To, co chciałem powiedzieć, zostało powiedziane. W tej chwili piszę kolejną powieść podróżniczo-przygodową dla dzieci. Z drugiej jednak strony, choć opisuję podróż, która odbywa się w latach trzydziestych ubiegłego wieku, sięgnąłem w jednym z rozdziałów po hawajski mit o Papa-hānau-moku, hawajskiej bogini, tej, z której powstają lądy. To chyba dowód na to, jak silnie jestem przywiązany do prastarych opowieści.
Łukaszowi bardzo dziękuję za ciekawą i magiczną rozmowę! A Was zapraszam do lektury Drzewa. Mity słowiańskie i inne opowieści, jeżeli jeszcze nie znacie tego tytułu.
Autorem zdjęć Łukasza Wierzbickiego użytych w tym wywiadzie jest Tomasz Siuda.
Jeden komentarz
Pingback: