Tofa. Księżniczka Słowian – Grzegorz Gajek
Po wielkich tomiszczach Piast i Bolko, Grzegorz Gajek przychodzi do nas z książką liczącą niecałe czterysta stron, opowiadającą nie o wielkich władcach, a o kobiecie, którą podtytuł książki zapowiada jako księżniczkę Słowian. I już samo to wystarczyło, bym bez wahania sięgnęła po tę książkę i… nie pożałowałam.
Tekst powstał we współpracy reklamowej z wydawnictwem SQN.
Co wiecie o Tofie? Wpisując jej imię w internet, otrzymamy dość krótką notkę w Wikipedii, która opowie nam, że Tofa albo Tove żyła w X wieku i była słowiańską księżniczką i królową duńską, córką księcia z plemienia Obodrzyców, Mściwoja. Poślubiła króla duńskiego Haralda Sinozębego. I prawdopodobnie miała syna Swena Widłobrodego. I dalej robi się ciekawie. Bo imię Tofy pojawia się na kamieniu runicznym z Sønder Vissing, na którym został wyryty napis: Tofa, córka Mściwoja, żona Haralda Dobrego, syna Gorma, wystawiła pomnik ku pamięci swej matki. Wiemy, że coś takiego, jak zapisanie swojego imienia na kamieniu runicznym było zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Zaintrygowani? A to dopiero fakty historyczne. Poczekajcie, aż przeczytacie, co z tą postacią zrobił Grzegorz Gajek.
Tofa. Księżniczka Słowian
W książkach Grzegorza Gajka uwielbiam to, jak ożywia on postacie znane nam tylko z kart historii. Jak chwyta inspirację w przeszłości i wypełnia ją swoją wyobraźnią. I oto przed nami staje ożywiona poprzez pisarskie pióro Tofa. Mamy maj 969 roku…
Od samego początku polubiłam Tofę. Grzegorz Gajek nie zrobił z niej cichej i skromnej księżniczki. To zdecydowana i odważna dziewczyna. I gdy czegoś chce, to to bierze. Zajęło mi kilka akapitów, bym się do niej przywiązała i przeżywała wraz z nią wędrówkę na obce dla niej ziemie, gdzie miała wyjść za mąż za mężczyznę, którego kompletnie nie znała. Powiecie, takie były czasy. A ja wam odpowiem, że emocje i uczucia były dokładnie takie same, jak teraz. Współczułam i podziwiałam Tofę całą sobą. I już same te moje czytelnicze przeżycia powinny Wam dać znać, że Grzegorz wciągnął mnie w tę historię od pierwszych akapitów.
Pojawiają się tu też inne postacie, które budzą w czytelniku przeróżne emocje. Margeir, Agara i oczywiście sam Harald. Jestem zachwycona tym, jak autor buduje postacie, są pełne życia, przeróżnych cech i… mam wrażenie, że nie ma tu negatywnych bohaterów. Każdy ma swoje powody do postępowania tak, a nie inaczej.
Słowiańskość w Tofie
Gdy już we wstępie autor zapowiedział, że znajdziemy w tej historii magię, zacierałam ręce. Ta książka ma więcej fantastycznych wątków niż Piast i Bolko. Tu znajdziecie nie tylko czary, ale i słowiańskość, która nabiera kształtu. Nie zdradzę Wam nic więcej, byście mieli niespodziankę. Powiem tylko tyle, że w Tofie nie tylko jej pochodzenie stanowi słowiański wątek.
Ożywianie historii w powieściach nie jest proste. To nie są historie, w których autor może zrobić wszystko, ma szkielet zbudowany z faktów. Obudowanie tego szkieletu opowieścią, która będzie żywa i wciągnie czytelnika, wcale nie jest proste. A dodanie do niej wątków fantastycznych i zrobienie tego w taki sposób by wyglądało to naturalnie – to według mnie nie lada wyczyn. Gajkowi się udało! Co więcej, to nie koniec!
Tofa. Księżniczka Słowian to pierwszy tom dylogii i ja już nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Wypatruję daty premiery, a Wam zazdroszczę, że jesteście jeszcze przed lekturą pierwszej części. To zdecydowanie moja ulubiona książka Grzegorza Gajka.