Sąpierz – Katarzyna Puzyńska
Wyobraź sobie dwa światy. Pierwszy wypełniony magią, szeptami i dotykiem starych bogów. Drugi o magii już dawno nie pamięta, nie wierzy w to, co niewidzialne dla oczu, nie słyszy szeptów w lesie, nie widzi spojrzeń z ciemnych kątów. Umiera z pragnienia i kaszle nieznaną chorobą. Pierwszy znasz z Chąśby, a drugi poznasz w Sąpierzu. Odważysz się?
Tekst powstał we współpracy reklamowej z wydawnictwem Prószyński i S-ka.
To książka napisana dla Dziewczyn, Pań, Bab, Dziewuch, Dziewczynek, Panienek, Wiedźm i wszystkich innych wspaniałych Kobiet. Czytałam ją z przyjemnością, bo czułam, że powstała dla mnie. Grodzisko połknęło mnie już w Chąśbie, jednak Sąpierz nie tylko mnie pożarł, ale też całkiem dokładnie mnie przeżuł. Słowem, to była wspaniała lektura!
Gawędy, dwa światy i skakanie
Dwa światy – przeplatają się jak w fabule, tak i w książce. Możemy poznać najpierw jeden, a potem drugi, a możemy czytać ciągiem, skacząc między nimi. Czyli nie mamy tutaj już wędrowania od gawęd do anegdot jak w Chąśbie, ale mamy zabieg książki paragrafowej, czyli skakanie od rozdziału do rozdziału nie po kolei. Oczywiście jak ktoś chce. Ważne, żeby nie zgubić się w tych światach i nie utknąć w jednym z nich. Mi się udało, choć czytałam ciągiem, bez skakania, nie przepadam za tym zabiegiem.
Słowiańskość w Sąpierzu
Wiecie, że przeczytałam tony slavic booków. I mimo to nie mam poczucia, że któreś powieści przypominają jedna drugą. Lubię patrzeć na słowiańskość oczami innych, poznawać nowe interpretacje. Wszystkie są różne, wszystkie wyjątkowe. Ale czytając i Chąśbę, i Sąpierza miałam wrażenie, że Katarzyna Puzyńska wniosła do slavic booków powiew nowego powietrza. Nie świeżego, a nowego, innego. Jej spojrzenie na słowiańskość, to, jak widzi starych bogów, jakie słowa wkłada w ich usta, jest niezwykle ciekawe i totalnie inne.
Jestem zachwycona Marzanną, Weles niezwykle mnie intryguje, na Peruna unoszę brew i kręcę głową. Nie każda kreacja mi pasuje, ale też nie musi. My, czytający o słowiańskości, mamy swoje wizje starych bogów. To oczywiste, że czasami czyjeś przedstawienie któregoś boga nas zaskoczy. I to jest najcenniejsze – emocje, jakie wydobywa z nas lektura. A Sąpierz robi to doskonale. Emocje są gwarantowane tutaj.
Jeszcze nigdy nie widziałam, by czyjegoś serducha tak mocno dotknął zwyczaj nadawania imion i siła, jaka za tymi imionami stoi. A w książkach Puzyńskiej to czuć. I to jest przepiękne. Dla mnie to był zawsze taki zwykły, logiczny zwyczaj. Ale po dwóch książkach Grodziska zwrócił mocno moją uwagę i teraz często o nim myślę.
Czy można czytać Sąpierza bez czytania Chąśby?
Nie radziłabym. Choć są to dwie różne książki, to są splecione jedną historią i sporo się straci, nie znając Chąśby, a biorąc się za Sąpierza. Poznajemy tutaj dwa światy – stary i nowy. Ale stary znamy już z Chąśby, pojawią się też dobrze nam znani bohaterowie. Także zaufajcie mi, nie pozbawiajcie się przyjemności. Czytajcie po kolei.
Zatem już wiecie, co robić. Książka w dłoń! To jest dobry slavic book na jesień. Mglisty, lepki od wilgoci lasu, a zarazem suchy jak szeleszczące liście. Ciemny jak listopadowe wieczory. I ma dokładnie to samo brzmienie jak leśna cisza w nocy – głębokie, poprzecinane kroplami deszczu zwisającymi z liści, leśną wilgocią, która ugina się pod czymś niewidzialnym. Tak to czułam, czytając Sąpierza. I marzy mi się już kolejny tytuł z cyklu Grodzisko.