recenzja

Pusta noc – I tom z serii „Żniwiarz”

A co jeśli to wszystko prawda? Co jeśli i utopce, i wąpierze, i zmory istnieją naprawdę, mieszkają tuż obok nas, a nasza racjonalna świadomość spycha ich w „wymysł” i „przywidziało mi się” do chwili, aż nie jest za późno? Co wtedy, jeśli okaże się, że te wszystkie brutalne i nigdy niewyjaśnione morderstwa to tak naprawdę nie jest dzieło człowieka? Paulina Hendel zadała to pytanie w swoich książkach, a nazwa całej serii stanowi odpowiedź: „Żniwiarz”.

Kim są Żniwiarze?

Żniwiarze mają stać między ludźmi a słowiańskimi demonami, mają bronić tych pierwszych i mordować drugich. Są i nie są zwykłymi ludźmi jednocześnie. Mają jedną duszę i wiele ciał. Wędrują na przestrzeni wieków byśmy my, zwykli ludzie, mogli spać bezpiecznie. Tylko czy zawsze udaje im się zdążyć na czas?

Chapeau bas przed autorką za wymyślenie konceptu żniwiarzy. Ogromnie mi się podobał cały schemat wędrowania duszy z ciała do ciała i wszystko, co się z tym łączy. Genialnie także zostało wytłumaczone psychiczne (jeżeli można tak to ująć w kontekście duszy) podejście to wiekowości. Bo jak można nie zwariować lub po prostu nie zmienić się mentalnie w pogrążonego we własnych myślach i wspomnieniach starca, gdy się ma kilkaset lat? Paulina Hendel wymyśliła jak i genialnie jej to wyszło. Oczywiście nie zdradzę Wam tutaj szczegółów, byście mieli przyjemność samodzielnie odkryć je w książce.

Pusta noc

„Pusta noc” – pierwszy tom serii o żniwiarzach opowiada nam o jednym z nich oraz o jego licznej rodzinie, przy której Feliks trwa przez lata. Poznajemy szczegóły życia takiej osoby, jego zmagania z demonami oraz jego najbliższych, a przede wszystkim – Magdę, dla której Feliks jest wujkiem. Magda jest zwykłym człowiekiem, jednak od dziecka dostrzega o wiele więcej niż zwykli ludzie, dlatego ze żniwiarzem łączy ją szczególna więź. Pomaga mu w akcjach, robi researche i niekiedy (oczywiście wbrew wujkowi) sama staje do walki z demonami.

Prawdziwa uczta dla wielbicieli słowiańskiego świata! Dla tych, którzy wypatrują w powieściach romantycznych wątków, szepnę cicho, że i tutaj taki się pojawi. Choć muszę szczerze przyznać, że mnie lekko drażnił, ale ja ogólnie nie jestem fanką takich motywów w lekturze, jeżeli relacja miedzy dwojgiem ludzi nie sięga poziomu historii o pannie Bennet i i panu Darcy’m. Także nie zwracajcie uwagi na moje zrzędzenie starej ciotki, chyba, że macie tak samo, to… także niech moja uwaga nie powstrzymuje Was przed lekturą.

Jest tutaj też intryga, zagadka i tajemnica, które można spróbować samemu rozwikłać. I choć mi się udało rozgryźć całą koncepcję już gdzieś na początku książki, to lektura i tak była czystą przyjemnością, nie byłam w stanie się od niej oderwać i aż do samego końca nie byłam pewna, czy moje przypuszczenia są słuszne.

Z pewnością sięgnę po następne dwa tomy! A raczej trzy, bo na październik jest zapowiedziana kolejna część z tej serii, o czym z pewnością niedługo Wam napiszę więcej przy okazji wpisu o słowiańskich zapowiedziach na październik.


Z wykształcenia filolożka, literaturoznawczyni, z zawodu specjalistka ds. promocji książek, z serca twórczyni SlavicBook.pl – pierwszego miejsca w polskim Internecie całkowicie poświęconego książkom z motywami słowiańskich wierzeń. Autorka „Czerwonej baśni” – historii o Babie Jadze i lesie, do którego lepiej nie wchodzić, oraz komiksu „Słowiańskie mity i opowieści”. Podejrzana o bycie miejską zmorą. Nigdy nie odmawia kawy i kromki chleba z masłem.

3 komentarze

Dodaj komentarz