Czarna, czarna toń – Martyna Szkołyk
Ta recenzja nie powinna powstać w myśl tego, co autorka napisała w podziękowaniu książki: Mam nadzieję, że czytanie tej powieści było dla Ciebie przyjemnością (…). A jeżeli Ci się nie spodobała, to wiesz – nie kłopocz się z recenzją. Ale ja jestem bardzo przekorną zmorą, więc jednak postanowiłam, że opowiem Wam o moich wrażeniach.
Czarna, czarna toń to debiut Martyny Szkołyk autorki bloga Partyzantka. Ujął mnie za serce cel sprzedaży tej książki – cały dochód ma zostać przeznaczony na pasieki. Naprawdę szlachetne postanowienie. Zatem o czym przeczytamy w tej książce?
To historia losów wilczego klanu. Nie zwierząt, a ludzi, którzy w wilki się zmieniają. Czarna, czarna toń opowie o relacjach panujących w klanie, o tym jak powstał i jak potoczyły się losy kilku wilków, których połączył los.
Mamy tutaj kilka mikro motywów słowiańskich, nie licząc oczywiście wilków, które jak zrozumiałam, powstały z inspiracji słowiańskimi wilkołakami. Jest także motyw nowego boga, kilka wzmianek słowiańskich demonów i… to wszystko.
Czarna, czarna toń – powieść czy opowiadanie?
Ta książka to przykład zbyt szybko wydanego debiutu. Niestety czasami autorzy za bardzo się śpieszą, chcąc wydać coś, co dopiero skończyli pisać, zamiast odłożyć do szuflady i poćwiczyć swój warsztat na kolejnej historii. Czarna, czarna toń byłaby świetnym opowiadaniem. Zresztą blog Martyny pokazuje, że super wychodzą jej krótkie formy. Jednak na książkę historia o Klanie Nocy była za mało rozbudowana, za prosta, nieskomplikowana. Już na początku z łatwością można było się domyślić, co znajdziemy na końcu.
Zatem czekam na kolejną książkę Martyny i mam nadzieję, że tym razem opowie nam historię bardziej złożoną, pełną skomplikowanych intryg i o ciut głębszej psychologii postaci. Czy polecam Wam Czarną, czarną toń? Nie bardzo, choć widziałam kilka pozytywnych recenzji. To książka do przeczytania w jeden wieczór. Ja po tym jednym posiedzeniu czułam jako czytelniczka żal, że oddałam tej historii kilka godzin.